Nic nie może przecież wiecznie trwać – piosenka Anny Jantar była w tym sezonie przebojem, który futsalowy Widzew umieścił na szarym końcu swojej playlisty.
Krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa, widzewiacy w imponującym stylu zapewnili sobie awans do Ekstraklasy i po cichu wszyscy liczyli, że bez porażki uda się zagrać w lidze do końca sezonu. Jednak w końcu ktoś zaczął scrollować playlistę w dół i niespodziewanie odtworzył hit Anny Jantar, a byli to zawodnicy Orlika Mosina.
Zgodnie ze słowami trenera Stanisławskiego po spotkaniu w Pile, Widzew w ostatnich meczach sezonu ma szukać nowych ról w zespole i w warunkach meczowych sprawdzać możliwości innego ustawienia. W wyniku tego, pierwszy raz w tym sezonie, sam trener rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, a w jego miejsce do składu wskoczył Michał Bondarenko. Do tego w kolejnym meczu, zadaniem drugiej czwórki była gra z Erykiem Jarzębskim na pozycji pivota – co dość dobrze wyglądało w wyjazdowym meczu w Pile.
Goście walczący o prawo do gry w barażach o Futsal Ekstraklasę w odważny sposób podeszli do spotkania z Widzewem. Zawodnicy z Mosiny grali twardo, często podchodzili do wysokiego pressingu, a w obronie grali niezwykle ofiarnie. Na koniec mieli w bramce doskonale dysponowanego Michała Wasielewskiego, który bronił strzały w niezliczonych sytuacjach.
Na domiar złego, to nasz zespół znów jako pierwszy stracił bramkę, stając przed koniecznością podkręcenia tempa i szukania wyrównania od 18 minuty. To, przyszło na 49 sekund przed przerwą, za sprawą Michała Marciniaka, którego strzał z dystansu trafił w końcu do siatki.
Największą siłą Orilka były wyjścia z obrony, które w błyskawicznym tempie przemieszczały zawodników i piłkę pod pole karne Aleksa Dachiny. W kolejnym meczu, rezerwowy bramkarz Widzewa wielokrotnie ratował drużynę przed stratą gola. Nie uniknął jednak błędu po przerwie, w sytuacji z 23 minuty, gdy wypuścił futsalówkę z rąk, skacząc do górnej piłki i będąc trącanym przez rywala oraz własnego obrońcę. Bezpańską piłkę przejął Dawid Śmiłowski i wpakował ją do pustej bramki. Zanim jednak widzieliśmy tę akcję, Widzew często gościł pod bramką gości. Uderzenia były jednak albo blokowane przez rzucających się pod nogi obrońców, albo w nieprawdopodobny sposób odbijane przez broniącego dostępu do bramki gości Wasielewskiego, albo po prostu niecelne. I taki scenariusz miał właściwie cały mecz.
Do tego gra z każdą minutą co raz bardziej się zaostrzała, co spowodowało że już w 12 minucie drugiej połowy goście wykorzystali 5 bezpiecznych fauli. Później jednak grali na tyle odpowiedzialnie w obronie, że Widzewiacy nie mieli okazji skorzystać z przedłużonego rzutu karnego. Sami, zresztą, przed końcem meczu mieli na swoim koncie 5 fauli.
Im bardziej czerwono-biało-czerwoni spieszyli się by wyrównać, tym bardziej zdeterminowani w obronie byli goście. Całe szczęście dla Widzewa, Michał Marciniak rozgrywa świetną końcówkę sezonu i to on w 35 minucie doprowadził do wyrównania. Wydawało się, że wielki kamień spadł z serca wszystkim obecnym na hali Widzewiakom. Remis nie był jedna dla trenera Stanisławskiego celem.
Zawodnicy Widzewa, szukając zwycięskiego gola walili głową w mur, a goście błyskawicznie kontrowali. Gdy na kilka minut przed końcem meczu Marcin Stanisławski zdecydował się na grę w przewadze przy wyniku 2:2, jasnym było, że podjęte ryzyko może błyskawicznie obrócić się w zabójczy cios ze strony gości lub dać wszystkim wielką radość. Wprowadzenie Marciniaka jako lotnego bramkarza dało Widzewowi totalną kontrolę na połowie zawodników z Mosiny. I to właśnie najskuteczniejszy zawodnik 1 ligi był bardzo blisko zdobycia trzeciego gola i wyprowadzenia naszego zespołu na prowadzenie, ale po raz kolejny piłka zmierzająca do bramki jeszcze otarła się od któregoś z zawodników Orlika i wyszła na rzut rożny. Nie była to jedyna okazja jaką wypracowali sobie grający w przewadze Widzewiacy. Gdy goście rozbijali jedną z ostatnich akcji naszej drużyny pod własną bramką, błyskawiczną decyzję o strzale po przejęciu piłki podjął Sergiej Szamuka. Serca kibiców Widzewa stanęły, bo futsalówka trafiła do siatki niestrzeżonej przez nikogo widzewskiego bramki na 20 sekund przed końcem meczu.
Jeszcze ostatnia, nieskuteczna akcja naszego zespołu i pierwsza porażka Widzewa w lidze stała się faktem. 18 meczów bez porażki – z takim rekordem za plecami rozpocznie kolejne spotkanie w sobotę nasz zespół, gdy wybiegnie na boisko w Toruniu. Oby był to początek nowej, rekordowej serii, której dalszą część będziemy oglądać już w Ekstraklasie.
Marcin Stanisławski: Futsal to gra, w której determinacja jest często podstawowym elementem zespołu, który ma trochę słabszą pozycję wyjściową w aspekcie sportowym. Wczoraj był w Ekstraklasie mecz Legii z mistrzem Polski – Rekordem Bielsko-Biała, w którym mistrz przegrał ze zdeterminowanym rywalem, samemu mając nieporównywalnie wyższą wartość sportową. W Orliku Mosina oprócz tej determinacji, grali też byli mistrzowie Polski i ich doświadczenie również zaprocentowało w tym meczu. U nas również była determinacja, bo na pewno nie zarzucę zawodnikom braku zaangażowania, ale inne detale zadecydowały o tym, że aspekt sportowy dzisiaj nie przeważył szali korzyści na naszą stronę. To spotkanie pokazało nam, że przed nami jeszcze dużo pracy w zorganizowaniu zespołu na Ekstraklasę. Dzisiaj nie działało wiele rzeczy, które wcześniej były dla nas automatyczne. Finalizacja z dzisiaj, a ta z pierwszej części sezonu była na zupełnie innym poziomie, podobnie jak reakcja po stratach. Walczyliśmy dzisiaj do końca o zwycięstwo, dwa razy odrabialiśmy straty, a na koniec musieliśmy przyjąć pierwszą porażkę w tym sezonie.
Tomasz Gąsior: Jesteśmy zawiedzeni wynikiem, jak i tym, że podchodzimy blisko bramki i nie potrafimy zamienić sytuacji na gole, jak robiliśmy to w trakcie całego sezonu. Brakowało nam skuteczności, może trochę szczęścia, a może po prostu nieumiejętnie wykańczaliśmy te akcje. Chcieliśmy poprawić się po ostatnim remisie, a byliśmy momentami bezsilni w ataku, bijąc głową w mur.
Widzew Łódź Futsal - UKS Orlik Mosina 2:3 (1:1)
Gole: Marciniak x2 - Lebiedziński, Śmiłowski, Chamukha
Widzew Łódź: Dachina – Panasenko, Stanisławski, Krawczyk, Marciniak, Słowiński, Schmidt, Jarzębski, Gąsior, Łasak, Bondarenko, Dudek